trzymać się w drodze, by nie zginąć w tym rozbujałym oceanie śnieżnym. Skoro tylko burza ucichła, wyruszyli dalej. Wreszcie zbliżyli się do wielkiego lodowca Beadmora. Droga stawała się coraz uciążliwsza. Evans tak osłabł, że ledwie podążał za towarzyszami. Osłabiony na ciele i duchu, Evans, przy wspinaniu się na jeden z lodowców poślizgnął się i uderzył się o lód z taką siłą, że dostał wstrząśnienia mózgu. To jeszcze więcej pogorszyło stan jego i tak już groźny. Iść z większym pośpiechem było niemożliwe, ponieważ biedny Evans, wyglądając jak upiór, posuwał się z wielkim trudem i to przy pomocy swych towarzyszy, obładowanych ciężarem i wyczerpanych na siłach. Nie było już wątpliwości, iż godziny Evansa są policzone, 17 lutego Evansowi spada narta, zatrzymuje się, aby ją poprawić. Towarzysze, nie podejrzewając w tem nic niebezpiecznego, poszli dalej, każda bowiem minuta zwłoki groziła zgubą całej wyprawy. Widząc jednak, że Evans nie zdąża za nimi, Scott zatrzymuje się aby w międzyczasie przygotować ciepłą strawę i trochę wypocząć. Długa nieobecność Evansa, zaniepokoiła towarzyszy i zmusiła ich pośpieszyć mu z pomocą. Tuż niedaleko od miejsca ich spoczynku, znajdują Evansa, tonącego w
Strona:PL Stanisław Tomasz Nowakowski - Kapitan Scott.pdf/47
Ta strona została przepisana.