Straciwszy drugiego towarzysza, Scott, Wilson i Bovers w dalszym ciągu zdążali na północ, o ile im tylko pozwalała pogoda, nieustannie pogarszająca się. Scott tak był zmęczony i wycieńczony mrozem i uciążliwą podróżą, że wywołało to podobne groźne objawy, jak i u zmarłego Oatesa. 21-go marca straszliwa burza zmusiła podróżników zatrzymać się na 79° 40′ połud. szerok. i 169° 23′ wschod. dług. i rozłożyć namiot dla wypoczynku. Wyprawa znajdowała się zaledwie w odległości 20 klm. od składu prowizji i opału, więc Wilson i Bowers, jako zdrowsi, mieli zamiar sami pośpieszyć, by natychmiast powrócić z nowymi zasiłkami. Lecz napróżno: zamieć dmąca z szatańską siłą nie pozwoliła skorzystać z ich dobrych chęci, ponieważ w przeciągu kilku dni nie mogli wyjść z namiotu. To było strasznym, ostatecznym ciosem. Zabrakło opału, a szczupłe zapasy żywnościowe wkrótce wyczerpały się do szczętu. Zbliżała się nieunikniona powolna, a zarazem straszna śmierć od głodu i mrozu. Wołać o pomoc – ale do kogo? Śpieszyć po ratunek – dokąd? Naokoło słała się tylko bezbrzeżna głucha i nieczuła bo zaledwie o 20 klm., ale i ta droga ratun-
Strona:PL Stanisław Tomasz Nowakowski - Kapitan Scott.pdf/50
Ta strona została przepisana.
ZGON.