Strona:PL Stanisław Tomasz Nowakowski - Kapitan Scott.pdf/51

Ta strona została przepisana.

ku była zamkniętą. Oczekiwana pomoc nie nadchodziła. Wyczerpanym z sił, przygnębionym niepowodzeniem, zgłodniałym i cierpiącym katusze od złośliwego mrozu, pozostawało jedno – spokojnie oczekiwać nieuniknionego końca. Bez słów rozpaczy i jęku, bez żalu na los, bez skargi na straszne cierpienia, pierwsi umierają Bowers i Wilson. Scott żyje parę chwil dłużej. Już prawie w agonji, kostniejącą ręką kreśli pożegnalne listy do rodziny i odezwę do społeczeństwa. Nielitościwa śmierć nadchodzi, ołówek wypada z ręki, kapitan Scott umieга...
Oto co pisze on w swej odezwie: „Przyczyn naszego nieszczęścia potrzeba szukać nie w złej organizacji wyprawy, lecz w tych nieustannych niepowodzeniach, jakie spotykały nas na każdym kroku.
„Przedewszystkiem strata koni w marcu 1911 roku, znacznie opóźniła nasz odjazd, a co najważniejsza zmusiła nas znacznie zmniejszyć zapasy, jakie zamierzaliśmy wziąć ze sobą w drogę do bieguna. Następnie zła pogoda, która ciągle prześladowała nas, a przeważnie straszna śnieżyca, która spotkała nas na 83° szer. poł. i zatrzymała w drodze, wreszcie sypki śnieg, wszystko to przeszkadzało posuwać się naprzód bardziej