Strona:PL Stanisław Tomasz Nowakowski - Kapitan Scott.pdf/56

Ta strona została przepisana.

nie, idąc w kierunku, w jakim miał powracać Scott. Po niezbyt długich poszukiwaniach, 12 listopada, udało się wreszcie dr. Atkinsonowi natrafić na namiot kapitana Scotta. Weszli do wnętrza i oczom ich przedstawił się straszliwy obraz, tej całej tragedji, jaką przeszedł kapitan Scott wraz ze swymi towarzyszami. W głębi namiotu, jedno obok drugiego leżały ciała Wilsona i Bowersa, owinięte w futrzane wory noclegowe; widocznie ci nieszczęśliwi próbowali zasnąć, aby snem zagłuszyć świadomość przybliżającej się śmierci. A dalej znajdował się Scott, oparty o słup namiotu, sztywny, skostniały. Umarł, siedząc spokojnie, nie walczył z nadchodzącą śmiercią. Jako śmiertelną poduszkę podłożył swój własny pamiętnik, przycisnąwszy mocno głową to najdroższe i najcenniejsze dla siebie dzieło, i w ten sposób, jakby raz jeszcze żegnając umiłowaną sprawę, dla której oddał życie, jakby obcując po raz ostatni z tymi najdroższymi, do których były skierowane ostatnie słowa, ostatnie przedśmiertne myśli, skreślone drętwiejącą już ręką.
Odział dr. Atkinsona odprawia żałobną mszę, pozostawia zwłoki bohaterów tak, jak się znajdowały, a na nietknięty namiot zasypuje kurhan z krzyżem na szczycie,