Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a nawet przy summienności i wzorowem nauczaniu nauczycieli cudzoziemców, trudno od nich wymagać upodobania w naszych formach artystycznych i inicyatywy w ich rozpowszechnianiu[1].



Pesymistyczny pogląd na działalność szkoły i na oddziaływanie „gości“ na góralską kulturę, jeszcze czarniejsze przybrał barwy, pod wpływem mroku, spadającego z chmur wiszących jak powała nad całą doliną, i pod wrażeniem uporu i zaciekłości, z jaką deszcz lać nie przestawał.
Spadał on na ziemię po to, żeby zamienić się w mgłę, która znowu zamieniała się w chmury i zlewała napowrót strugami ulewy.
I tak bez przerwy, bez zmiany, bez wytchnienia.
Zdawało się, że to już koniec, że niema siły, któraby ztąd wymiotła te zwały i gąszcz chmur, i przerwała ten systematyczny proces wytwarzania się wiecznego deszczu.
Siła ta jednak jest, i niedługo czekaliśmy na jej objawienie.
Chmurny dzień przeszedł niepostrzeżenie w mrok wieczoru i gasnął w cieniach zaciągającej nocy.
Aneroid spadł nagle, w przeciągu pół godziny tak, że należało się spodziewać jakichś niebywałych kataklizmów powietrznych.
A jednak, cóż już mogło być gorszego? Zdawało się, że powietrze jest do maximum nasiąkłe parami wodnemi, — chyba że teraz cała ta wilgoć stanie dęba, i ockniemy się na dnie jakiegoś jeziora, oko w oko z pstrągami, rakami i żabami.
W nocy, wśród ślepej ciemności, zbudził nas nagły świst, brzęczenie szyb, trzeszczenie dachu i wycie pieców.
Zdawało się, że skrzydła olbrzymiego ptaka, z szumem piór wielkich, jak masztowe sosny, uderzają o ściany chałupy, zmiatają łby świerków i znowu gdzieś giną w bezdni czarnej nocy.

Wtedy na chwilę wszystko cichło — żeby nagle wybuchnąć z nową siłą szaleństwa i wściekłości.

  1. Od czasu, kiedy powyższe słowa były pisane, trochę się zmieniło w szkole na lepsze. Dzięki inicyatywie hrabiny Róży Raczyńskiej i starannie zebranym przez pannę Magdalenę Andrzejkowiczównę wzorom ornamentyki góralskiej, styl zakopiański został urzędownie uznany, i szkoła stała się niby jego krzewicielką. Zadanie to spełnia jednak bardzo niedołężnie.