Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 092.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chem i ścianami przeświecającemi na przestrzał, żyją oni życiem twardem i dzikiem, pasterstkiem życiem koczowniczych plemion. Wszystko to jest tak różne od tego, do czego my, ludzie z dolin, przywykliśmy, iż trudno się oprzeć wrażeniu, że się patrzy na jakąś resztkę zanikłego świata, jakiś szczątkowy objaw archaicznych, niegdyś powszechnych stosunków i warunków bytu.
Kiedy już doliny zielenią się trawami i zbożami, przegina śniegi w górach i zima wygląda tylko z ciemnych kominów i żlebów, wybierają się pasterze z „dziedzin,“ ze wsi, na hale.
Płowe niebo wiosenne rozpina się ponad światem, ciepły wiatr przeciąga z za wirchów; brzegi potoków świecą się stokrotkami, dzwonkami, lśnią się jaskrem i gwiazdami cykoryi; potoki pozdzierały i uniosły zawalające ich dna bryły lodowe; budzą się też owczarze ze snu i odrętwienia zimowego. Jałówki i owce beczą i pozierają ku halom, a niestrzeżone uciekają z szopy w wirchy, między turnie, na zielone upłazki, na których wysypują się trawy i kwiaty.

W dniu umówionym, wszyscy gazdowie spędzają swoje owce na jedno miejsce, liczą je z bacą, i zdają mu na jego odpowiedzialność.

Baca kropi owce święconą wodą, robi krzyż ciupagą na drodze, i cały kierdel z bekiem i brzękiem dzwonków, z naszczekiwaniem psów wędruje kamienistemi drogami, przez lasy ciemne, przez wirchy i jary, brnąc przez potoki coraz wyżej, do szałasów na halach.
Białe, zbite stado, pstrzy się gdzieniegdzie plamami czarnych baranków; jeżą się rogi pokręcone, kiwają się garbate nosy otoczone ogromnemi kudłami na skroniach, podbródku i na łbie. Oczy świecą się zielono wśród mroku leśnego, pod oczyma czarne lub rudawe obwódki. Przednie nogi pokryte gładką, krótką sierścią; na zadnich, kręcona i gęsta wełna sięga do samego kopyta. Tryki, mniejsze od owiec, niosą na zgrabnych, garbatych łbach wielkie, wywinięte na boki, żłobkowane rogi.
Idą krowy łaciaste, jęcząc ogromnemi miedzianemi dzwonami, wiszą-