Strona:PL Stanisław Wyspiański-Klątwa.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĄDZ.

Milcz. —

DZWONNIK.

Ano prawda!
A widzę — sołtys swoich wiedzie.

(Sołtys wchodzi, dając gromadzie znaki, by się zatrzymała za cmentarnem ogrodzeniem kościoła).

SOŁTYS.

Jegomość może posłuchają.

KSIĄDZ.

A! Sołtys! — Sprawę do mnie mają?

SOŁTYS.

Sprawę, jak sprawę.

KSIĄDZ.

Siądźcie.

SOŁTYS.

Postoję.

KSIĄDZ.

Cóż macie? —

SOŁTYS.

Niby zażalenie.

KSIĄDZ.

Wywódźcież.