Ta strona została uwierzytelniona.
KSIĄDZ.
Słuchała?... nie?
MATKA.
Nie sądzę.
A choćby — to niezrozumiała,
bo tylko chce się stąd wydalić.
KSIĄDZ.
Mówiła?! kiedy?! więc chce sama.
MATKA.
Za czas niejaki, — bądź spokojny.
KSIĄDZ.
Mój spokój?! — Boże! to daremno!
MATKA.
Pogwarzym o tem jeszcze w drodze;
chcę przed wieczorem
zjechać w miasto.
KSIĄDZ.
Jutro się podróż dalsza znaczy.
MATKA.
Co będzie, Bóg sam wiedzieć raczy.
(Od czasu już było słychać turkot wozu, jak zajechał na gościniec przed plebanię; Ksiądz i matka odchodzą, minąwszy wrotka w ogrodzie, w bok na prawo, ku gościńcowi.
Młoda wychodzi i patrzy w stronę, gdzie odeszli, skąd teraz słychać turkot wozu coraz się oddalający).