Strona:PL Stanisław Wyspiański-Klątwa.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

niechby się te gniewy Boże
skońcą.

MŁODA.

Niech i jutro.

SOŁTYS.

To pójdziecie rychło?

MŁODA.

Tej chwili.

SOŁTYS.

Bo ta pleban wrócą
pod wieczór.

MŁODA.

Tak.

SOŁTYS.

Ostańcie z Bogiem.

(Sołtys odchodząc, chciał młodej podać rękę na znak umowy, ale ta zmiarkowawszy wprzódy, odstąpiła nieznacznie parę kroków, tak że już mu się podejść niezdawało i tylko, wymawiając słowo »z Bogiem« uchylił kapelusza, już odwrócony od niej, a potem ręce wraził w kieszenie kapoty i odszedł.

Parobek, który czas cały trzymał się w pobliskości na oborze, teraz się młodej pyta):