Ta strona została uwierzytelniona.
SOŁTYS.
My tu tej chwili w swojem prawie
i ze mną jest gromada,
byście już teraz dopuścili,
co jest, bo jest trza!
jako widzicie sami po niebie,
a reszta pusta zwada
na słowa.
KSIĄDZ.
Co rzec... Sołtysie, Ona —
człowiek tam ginie!
To wam się może myli;
widziałem prawie gospodynię
i cóżby — o cóż chodzi?
KSIĄDZ.
Sołtysie, bierzcie ludzi —
co prędzej, tam! biedz gonić!
wy nic nie wiecie!!
SOŁTYS.
Jegomość, cóżto we was gorze,
tak w lęku się szarpiecie,
żeście ją zgnali precz, że poszła,
a wy, co wszyscy tak stoicie?
że ona się na — swoje — życie...?
KSIĄDZ.
Jakże są straszne Sądy Boże,
które los znaczy tej kobiecie.
SOŁTYS.
Jegomość, cóż wam, co się dzieje,
jakaż was trapi Nęka.
- ↑ Brak w tekście oznaczenia osoby, powinno być - SOŁTYS.