Strona:PL Stanisław Wyspiański-Noc listopadowa.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.


(wpatruje się w Krasińskiego)

Nie, — to jest udanie.
Ja was każę powiązać!

KRASIŃSKI
(obojętnie)

Wiąż.

W. KSIĄŻE

O polski panie!
Wiązać Was? — —

(wpatruje się w Krasińskiego)

Nie. Ja tak was ostawić nie mogę.
Wy buntowni. — Wy, jakoż nie? Tak wy Polacy.
I jakoż wy, wy Polscy, wy byliby tacy,
żeby rzucić swą Sprawę, — swoją Polskę rzucić
i stać po stronie Cara? — Wy potężni.
Jak ja patrzę się na was tak, — że wy orężni,
tak ja blednę. — Wybaczcie przyjacielu, bracie,
ale wy moje wrogi mnie, — wy się nie znacie.
Tak wy zdrajce!

KRASIŃSKI
(w gniewie)

Zamilcz! — —

(ochłonął)
(głosem stłumionym)

Wybacz książe.
Wasza Cesarska Mość w obłędzie gada
i nie zważa na cios, gdy ostre słowo pada,
słowo błędu.

W. KSIĄŻE

Ja jasno widzę. Ja upadłem.
Upadłem już. — Już w ogniach, hej, pobladłem.
Ja już skończyłem się. A teraz wy gwiazdami.