Strona:PL Stanisław Wyspiański-Noc listopadowa.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.


Tak na was czas, — wy nie będziecie z nami
Nie łudzę się. Nie, nie chcę. Zostaniem wrogowie.
Tak ja was upokorzyć chcę, — wy, wy panowie!
Dlaczego jeszcze tu? — Tam miasto się gotuje.
Tam pożar wre. Powstanie? Szał. Wszyscy orężni.
Błyskawice wstrzymali w pędzie — i potężni!
A wy, — czemu wy tu? — Tak ja się o was boję.
Wy trupy, — — — jeśli ze mną związani w przymierze.
Wy nie wierzycie w Polskę — ? Co? — A ja w nią wierzę!

(wpatruje się w Krasińskiego)
KRASIŃSKI

Nie widzi Car, co polską wziął koronę,
że my tam trupów naszych ścielem mosty.
Nie widzi Wielki Książe brat, żeśmy wbrew woli
narodu, co nas woła tam, — u jego boku
stanęli, jako mur, co brata chroni
i dzisiaj, gdy nam Bóg na Wolność dzwoni,
my nie o sobie myślim w takiej chwili,
lecz by tej szczędzić krwi, co tam się leje,
gdyście jej tyle w kaźniach roztrwonili,
krwi naszej spodleni złodzieje.
Zginął Potocki, Blumer, Nowicki generał
a przy Potockim byłem ja, kiedy umierał,
gdy śród poległych trupa wyszukano.
Zginął Trębicki, Siemiątkowski zginął.
Ja, Wielki Książe, jeżelim ocalał,
to nie na to, bym honor mój w podłości kalał,
by mię pod pręgież bezwstydu stawiano.
Nie macie prawa pytać, Książe, w co ja wierzę.
Pewna, że mnie z podłością nie wiąże przymierze.

(oddaje szpadę)