KSIĄŻE ADAM.
Och, Boże na niebie
czyliż nie jaśniej jest określić z prosta,
że jeszcze nie stracone wszystko. — Wszak, prezesie klubu,
że to powiedzieć chciałeś, sądzę.
LELEWEL.
A książe
nie lubi mych wysłuchać marzycielskich zwierzeń.
Już widzę, żebyś gotów rzec, że błądzę
myślami po manowcach zawiłych i trudnych,
żem filozof. — Ja z wielu tych, dla księcia nudnych
rozmyślań, w tajemniczem rozważam skupieniu:
— w słabym, moc się przedziwna objawia w natchnieniu.
Jużem nie jest, jak człowiek słaby, — jużem silny.
KSIĄŻE ADAM.
To, że pan w tych wywodach chcąc być niedościgły,
ile razy na ziemię zstąpisz, miast być pilny
iść z nami ręka w rękę, sam działasz opacznie,
że nić się rwie, co ledwo snuć się zacznie.
LELEWEL.
Niech się rwie nić, gdy nie jest szczerozłota!
Czas idzie, czas, ducha widownie
rozświetlą się, jak zorze różobłyskie;
ziemia da odrodzenie nam. Wiem, że jest bliskie.
Niech jeno się uciszy duch ciemności.
Niech się zgłuszą złe siły w nas; w sieci się złowią,
we swoje własne sieci. —
KSIĄŻE ADAM.
Ja w tej niejasności
filozofowań, nie mogę się znaleść;
profesor-geniusz marzy, — polityka
to nie jest marzycielska rzecz.