krytyki rzucasz na stół dyplomacki;
czemuż się sam nie imasz wodzić.
KSIĄŻĘ ADAM.
Bo junacki
w nim duch niesforny kryje się; w tej piersi
śpi także jeden Bonapart, wiem o tem;
kocham pana z tem jego sercem szczerozłotem;
cierpliwości, — —
NIEMOJOWSKI.
… Więc właśnie wiara wasze zdania
w jedność sprzęgnie. — Oto wszelkie zawikłania
stąd idą, że my siebie sami nie rozumiem.
To dziwna, jak się nasze umysły wikłają
wśród zagadek, gdy jakiś cel, nagły, przejasny
zda się być blisko nas. — Jesteśmy rządem;
nas pięciu, dzierży w dłoniach los narodu.
Książe, panie Lelewel, — wy jak gwiazdy złote
wysokie, niedościgłe; — gdzież szukać powodu,
że się wśród nas mgły jakieś i mroki snowają.
Na drogach naszych serc, stoją zapory,
że jedni drugim swych serc świętość tają
i coraz gasną w nas tęczne kolory,
że jest dłoń jakaś, co nam pierś przemożna tłoczy;
… że ta przyszłość, ku której żądne patrzą oczy,
jest niepewna.
KSIĄŻE ADAM.
Och panie, przestań, słowa bolą.
LELEWEL.
Niech bolą, niechże cierniem serca rwą i kolą
pierś, —
książe, — generale, — zacny dyplomato,
słuchajcie, wiem, . . . . . już mnie wyjawione
są te rzekome tajnie, — te nieodgadnione
problemy, — w czem nieufność leży.
— Boż wie naród