do czego dąży, — jaki rząd uzyszcze.
— Dotychczas widzi wciąż rujny i zgliszcze;
a jeśli z ruin plemię się odrodzi,
alboż kto wie . . . . . może się spłodzi
ktoś, który nas powiedzie w dynastyczne jugi,
że miasto wolne pany, będziem sługi.
NIEMOJOWSKI.
Panie Lelewel, słowa przykre, niestosowne.
LELEWEL.
Niestosowne, mój dyplomato są, ale wymowne.
KSIĄŻE ADAM.
Podejrzliwość i swary; kłótnie gołosłowne.
LELEWEL.
Przedemną się nie skryje nic, — rozważ to książę. —
Ja oto właśnie dwie te sfery wiąże.
Ja wam daję rękojmię, że tłum będzie z nami
i klubowi wzajemnie za was ręczę.
KSIĄŻE ADAM.
Po cóż to knowanie. —
LELEWEL.
Po co? —
By w szachu trzymać partye, partyzanckie plany!
W was nie dość rewolucyi jest; rozbuntowany
nie dość jeszcze nasz kraj. Trza rewolucyi!
Trzeba, by wstały huczące orkany
jak ziemna straż! — Związywać spiski potajemne
coraz szerzej . . . . . konspirować, planować, fermenty
coraz głębiej niech sięgną; niech brudy i męty
przewalą się, przesypią, — złoto się oczyści
w takich ogniach.
NIEMOJOWSKI.
Wyraźnie, to wojna domowa!
LELEWEL.
A właśnie, — tak tu, w domu, a będzie nam zdrowa