raz; —
nie ciekawym, jak baba, zajrzeć wszędy zbliska.
FALKOWSKA.
Asan się postarzałeś; — voyez, ten Lelewel
człowiek straszny, — zjadliwy, on tak z oczu strzela
błyskawicami, — że po kościach idzie mrowie; —
je l’ai vue plusieurs fois au theâtre, —
(wystraszona)
och miasto! miasto! —
Przed redutową salą ma się awantura
dziś wieczór zacząć. »Fra Diavolo« dają
dziś w teatrze; w ulicach Bóg wie co śpiewają,
gromady jakieś.
(do Druziewicza)
Pan zacny marszałku
mógłbyś się przejść po mieście.
DRUZIEWICZ.
Ja nie bardzo lubię,
być wszędzie; jestem tam, gdziem potrzebny.
FALKOWSKA.
. . . . Och, Waść się uraża.
DRUZIEWICZ.
Łaskawa Jejmość Pani, — jamais; nie przeraża
mnie jednak tak nagle, co słyszę,
chociaż tej plotce wierzę, — ponoś jest coś na tem.
FALKOWSKA. (z naciskiem)
Jest wiele!
DRUZIEWICZ.
Lecz zupełny spokój Jaśnie księcia
upoważnia mnie czekać, aż książe…
SAPIEŻYNA. (przerywając do Falkowskiej)
Dziękuję za nowiny; —
…trochę mi serce bije, — przejdźmy.
FALKOWSKA.
Och! to z winy
mojej, — może mówię zbyt głośno.