LUDWIKA.
A pan skąd cierpliwy
czeka wypadków biegu? —
ZAMOJSKI.
Bo mam u boku szablę; — i rozkaz pułkowy
zdybie mię w porę dość.
LUDWIKA.
Kawaler surowy
i służbisty, —
powiedziałabym prawie statysta wojenny
pełen tajemniczości. — Pan mnie nie uchyli
nic z tych tajemnic, kiedy się przesili
kryzys zwłoki? —
bodaj nie dziś, bo dzisiaj to pana zastanie
inwalidem.
ZAMOJSKI. (pokazując rękę z temblakiem)
Płazem uderzenie,
prawie nie cięcie; — niechby trąby wezwały do boju,
wnetbym tę szarfę zerwał, —
(z zapałem zrywa się)
byle rychło!
(z bólem, bo zbyt ręką szarpnął)
Och!!
LUDWIKA.
Jednak mocno boli;
pozwól pan, że zawiążę, —
ZAMOJSKI. (bladszy, usiada)
. . . . Bo ja powinności
mam, — z pola bitwy . . . . pod Ostrołęką . . . .
Tuż za dowodzącym Skrzyneckim sadzę wczwał a po przed nami
pęka granat!! . . . . lecz tylko obryzgał nas gliną; —
a za mną kawaleryi sporo, —
horąży padł — a ja proporzec jego chwycić
pochylam się — lecz tejże chwili w ramię cięto,