Strona:PL Stanisław Wyspiański - Lelewel.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

(nagle zły)
Ja stąd nie mogę wyjść!! . . . .

(drzwi od sali za korytarzem otwierają się, staje w korytarzu Niemojowski).
NIEMOJOWSKI. (który dojrzał zmykającego Nieznajomego,
uśmiecha się, patrząc na Lelewela)

 . . . Pewno pański znajomy  . . . winszować annexyi

LELEWEL. (zakłopotany)

Ironia, — sarkazm; — walczę!

NIEMOJOWSKI.

 . . . . temat do refleksyi

LELEWEL.

I to pan, który byłeś zażarty Jakobin!

NIEMOJOWSKI.

A to jest pański duch-dziwak, Puk-robin,
nić czerwona, co cudnie łączy Waszmość-pana
z motłochem.

LELEWEL.

Słyszę, słyszę, — pańskie słowa bolą

NIEMOJOWSKI.

A wiem, te słowa kłóją,
ostrzem serce kolą;
ale pan stajesz przeciw nam

LELEWEL.

Tak jest potrzeba

(w tej ehwili wchodzą na salę wszyscy inni, których od momentu było widać we drzwiach rozwartych: Barzykowski, Książe Adam, Olizar, Morawski).

BARZYKOWSKI.

O dzięki książe, dzięki. Kochające nieba
zezwoliły, byś zeszedł, jakoby Jupiter
a już bolało serce

LELEWEL.

Serce? — pan żartuje.