LELEWEL.
Niechaj spadnie —
generale, jest dusza moja pójść gotowa
w dal nieznaną — precz, precz od waśni, zawiści!
Kiedyś, — po latach mnogich — wiem już, jak się ziści,
co dziś dla mnie marzeniem....
DEMBIŃSKI.
Pan jesteś, jak obłędny!
LELEWEL,
Pan obłędno działasz!
DEMBIŃSKI.
Jeźli książe zginie
tej nocy — ha prezesie, ty jesteś jedynie
winny....
LELEWEL.
Jestem winny.... lecz moje winy już się myją,
już szarzeją, już głuchną, milkną w oddaleniu
tych chwil, co teraz szybko biegą,
........
— — — — pan jesteś szalony,
bawiąc się tutaj ze mną.
DEMBIŃSKI (chodzi niespokojny po sali)
Nikogo do tej pory!
LELEWEL.
Rzucać się marnie tu, to jest stracony
czas. — Gdybyś na mieście był, wiedziałbyś rzeczy
inne, — —
że tej chwili, jako miasta gubernator,
wystąpił Krukowiecki.
DEMBIŃSKI.
Pan jesteś w mem ręku!
LELEWEL.
Równie jako waść w moich i stoję bez lęku.
DEMBIŃSKI.
Pan śmiesz mnie grozić.