i klęcząc patrzą na niesiony obraz... dwóch tylko księży niesie powoluteńku obraz ku wielkiemu ołtarzowi).
(tłum śpiewa jednym chórem bardzo już głośno).
„Grzechy to nasze słusznie zasłużyły,
plagę tak ciężką na się sprowadziły,
niechże już koniec tego utrapienia
będzie o Panno — zażyj użalenia“...
(Nagle ze drzwi ciemnych pod lożą, zasłoniętych kotarą ze znakami Królestwa polskiego i snopem Wazów, wychodzi król — blady, koronki rozrzucone pod szyją, ubiór nieco w nieładzie po nieprzespanej nocy — ubiór pompatyczny ze sesyi wieczornej dnia poprzedniego, — strój cały czarny, przez ramiona płaszcz bogaty, czarny, szeroki, szpada, kapelusz z czarnemi piórami w ręku i laska...
Jest jakby we śnie — wychodzi i odrazu oczarowany zbliżającym się obrazem, ręką, nagłym ruchem wskazuje na ołtarz, rozkazując tym gestem tam obraz nieść. Skoro obraz poprzed nim przenoszą, przyklęka machinalnie na jedno kolano i w tej chwili wstaje...
Obraz ustawiają na ołtarzu wysoko, w miejscu zwykłego obrazu. Zapalają świece powoli wszystkie).
„Bo nieprzyjaciel na to się usadził,
by sługi twoje z ojczyzny wygładził —
przyczyń się Panno a twoją obroną
pokaż twą łaskę nad polską koroną“.
(Król staje na środku, zwrócony do obrazu, z głową pochyloną, z ręką na lasce).