Chciałabyś raczej słuchać, jaki jest głos Boga.
Bóg do ciebie przemawia; snać znaczy się droga
do stóp Jego ołtarzy; to nie brat cię wzywa.
Wiem ja to, — i nie przeto jestem nieszczęśliwa.
Zaprzysięgłam, — lecz jakoż ich losu zaważę:
los tylu chrześcijan z mojem nieszczęściem związany.
Nie o nich tobie chodzi, — lecz on, ukochany;
Zgarnął serce ku sobie i drżysz tem kochaniem,
bo się każda myśl twoja za niem zwraca, za niem!
Czyli w nim nie poznajesz pogana krwawego?
Jego zbrodnie już dawno śćmiły dobroć jego.
Kocha cię, ale z groźbą na ustach przychodzi;
a tyś sercem przylgnęła...
Cóż ja mu wymówię?
Ja rzuciłam obrazę — i to na dzień ślubu.
Widział, jako pragnienie szło za jego wolą,
ażem wszystko zniszczyła sama! — Dolo, dolo!
Tron był ci dla mnie gotów, — świątynia w ozdobie;
mój kochanek w miłości. — — Dziś gnę się w żałobie.
Stracone wszystko w chwili, — wszystko, — w jednej dobie.
Co inne winno zająć myśl, — gdy pora sprzyja...
Rozpacz sama przedemną w otchłań myśl mą wiedzie.
Ten czyn, co ma mię zbawić, — ten czyn mnie zabija.