Nie godzę na żywot twój — bracie mój a o miłosierdzie jeno błagam, — czegoć i brat twój gotowie litował się przydać.
Szlachtę tyś z nożem przygonił na mnie, wiernika mego przekupiwszy, — nie szukaj jego losu — nie masz ci u mnie dla ciebie innego końca twej prośbie.
Ojcowiznę mi wróć, bym rówien był do łaski twej przypuszczony — który cię uznaję panem, bym jeno mógł z ręki twej miłosierdzia tego zaznać, — w czem żyli ojcowie moi.
Byś był jak rodzic, jabłko z tej jabłoni. — Wy trujący dech niesiecie wszędy.
Ojca mi zakłóto okrutnie i nie wiń syna, że ojcu wiarę chowa, — alić i tego jestem gotów przepuścić i dla twej miłości, której ze serca twego chcę przebaczeniem dobyć — i mordownikom onym odpuszczę, — w oczy twoje przysięgam się na głowę moją.
Trudnoć przysięga płynie — ani jej żądam, jeno mówię to — byś zszedł mi z oczu — bo jakożem