Szanowny Panie Redaktorze!
Cóż milszego nad nic nieznaczącą paplaninę; czyżbyś mi odmówił szpalt dziennika twego, Szanowny Panie Redaktorze? Wierzę, święcie wierzę, że dyssertacyę moją retoryczno-satyryczno-koziołkującą zamieścisz w całej rozciągłości, pisać bowiem zamierzyłem o sztuce, a pisanie o sztuce wyobrażam sobie jako koziołkowanie na drucie powieszonym nad wód błękitną tonią. O tak. Wszak to jasne i bardzo jasne, że niema nic milszego nad pisanie o rzeczach tak pisania godnych, jak „Sztuka“, o rzeczach tak do pisania giętkich, jak „Sztuka“, o rzeczach tak nigdy nie nudnych jak „Sztuka“. Któż pisząc o sztuce nie byłyby w stanie w końcu znaleźć siebie w tej plątaninie słów, wyrazów, rzeczowników, przymiotników, które tak jakoś same gonią jedno drugie i same się składają w jakąś całość, którą doskonale można uznać za „coś“ i której tylko brakuje pseudonizmu za podpis, aby pozaludzkie jej pochodzenie narzuciło ją ogółowi, który ma respekt dla druku.
- ↑ Drukowane w „Krytyce“ zesz. III. 1908 r.