i idzie za starościną. I tak po kolei wymienia starościna wszystkie inne osoby, które do orszaku jej się przyłączają. Gdy już wszystkich do orszaku swego zawezwała, woła niespodzianie: „pani starościna przyjechała!” Każdy siada natychmiast na krześle, a że krzeseł jest o jedno mniej niż osób, przeto ktoś bez miejsca zostać musi. Osoba, która bez miejsca pozostała, daje fant i wybiera się znowu w drogę jako „pani starościna.”
Wszyscy stają w kółko, trzymając w rękach tasiemkę, której końce są związane. Jedna z osób stoi w środku koła i niespodzianie uderza w rękę, ile możności lekko, jednę z osób trzymających tasiemkę. Osoba uderzona wchodzi w koło i stara się znowu kogokolwiek w rękę uderzyć. Rąk nikomu chować nie wolno; dopiero tasiemkę puścić można, gdy ma spaść uderzenie — aby go nie dostać. Kto pozwoli się uderzyć, wchodzi w koło. Jak już powiedziałem, uderzenia powinny być lekkie, a nie, jak nieraz się zdarza, że zamieniają się w prawdziwą młóckę, że aż ręce popuchną.
Wszyscy siadają dokoła stołu. Osoba najstarsza wiekiem uderza dwoma wskazującemi