mi jednakże o udowodnienie siły tej w przedmiotach, które na pozór wcale jej nie posiadają, a powtóre, łączę pożyteczne z przyjemnem, aby się dzieci bawiły.
Było to dla mnie zagadką; bo jak można kawałkiem papieru się bawić i chcieć jeszcze bawić... zamilkłem więc, czekając cierpliwie, co dalej będzie.
Przyjaciel mój zwrócił się do mnie, podając mi ów papierek, który też za koniec chwyciłem.
— Z drugiego końca — rzekł — papierek podpalę i od chwili podpalenia, będę liczył: raz, dwa, trzy; czy dotrzymasz go aż do trzech?
Zakłady lubiłem, bo było to niejako pasyą moją, więc nie namyślałem się długo.
— Dlaczego nie! — odpowiedziałem — licz sobie i do dziesięciu.
Byłem pewny wygranej, bo papierek, podniesiony jednym końcem w górę, paliłby się bardzo pomału albo całkiemby zgasł. Zaryzykowałem nawet butelczynę wina.
— Pal sęk! — dodałem — jeżeli nie dotrzymam, dam butelkę wytrawnego.
Zapalił... raz, dwa... — trzech nie domówił, papierek puściłem. Obydwa bowiem zawinięte końce, gdy się w zagięciu przepaliły,