Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 025.jpg

Ta strona została skorygowana.

W pewnej chwili, ze wzniesienia, które pozwala ogarnąć oczyma całe pole, widzimy najdziwniejsze zjawisko. Wiatr, nasycony wilgocią, niosący się z nadwiślańskich łąk, od strony ciemnych i posępnych chmur, zdmuchnął z krańców łanów i wydźwignął na swym podmuchu ponad żytnie pole jakowąś śniadą, białawą chmurę. Było to niby dym, falujący nad kłosami, niby tuman. Niosło się to nisko nad równiną, zakrążyło się, zawinęło kłębem rozległym i kędyś, wśród nas rozwiało. Wnet w innej stronie niwy ukazało się tosamo przedziwne zjawisko. To w naszych oczach zaszło, dokonało się opylenie żyta, zapłodnienie na całym jego obszarze.
Zachwycający ów widok pozwolił nam zapomnieć o wojnie, o śmierci, o przeszłości. Podniósł do góry nasze uczucia, iż, jako obłok ów, unoszący się z żytniej przestrzeni, jedną się stały modlitwą.
Lecz oto na skraju horyzontu inny się obłok ukazał. Postrzegliśmy go z niepokojem. Stalowej barwy z żółto popielatym odcieniem, żelaznego kształtu, który się spiętrza jakoby w łańcuch dalekich gór, obwieszona u dołu kłębami o poszarpanych brzegach — gradowa chmura. Gzygzaki piorunu już w niej migają, podobne do iskier, skrzesanych przez młot, wciąż kujący w szale pracy. Łoskot i grzechot przeraźliwy, szum złowieszczy wciąż tam rzegoce. Mróz powiał z tego dziwowiska, nadchodzącego ku wielkiej niwie. Ciemno na niwę padło. Zaszeptały bojaźliwie, zasepleniły nieudolnie ości, plewy i mlecz kłosów. Dreszcz przerażenia przeleciał poprzez powierzchnię i wnętrza szypułek. Ślepa zemsta gna w te strony ciche walki wiatrów, kłębiąc się kołem, w wirze wichrów, wśród dolnych i górnych podmuchów, niosąc