Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 074.jpg

Ta strona została skorygowana.

— Ale pan... Pan przecie obcuje wciąż z ludźmi o najnowszych poglądach, z elitą, z prekursorami. Pan idzie w jednym szeregu z nowatorami, z burzycielami, z tą śmiałą, młodą dziczą, z falą szaloną, dążącą do zwycięstwa.
Fosca zmrużył oczy, dając znak, że istotnie dąży wraz z innymi do jakiegoś zwycięstwa.
— A skądże to pani wie, że ja pijam kawę z tą «dziczą»? — dorzucił pytanie na wszelki wypadek.
— Wiem! — rzekła z błyskawicą w oczach.
— Proszę pani... A jeżeli mąż pani przyjdzie tutaj, do tej sali delle maschere, jeżeli nas zastanie, tak oto swobodnie i przyjemnie rozmawiających... Gotów mię jeszcze kazać porwać, bić tym jakimś specyalnym knutem, wywieźć w kibitce na jakiś ów Sybir, zakuć w kajdany, a co najmniej kazać tajnym agentom odstawić z naszego Rzymu do Petersburga...
— Porwać pana z Rzymu do Petersburga! Byłoby to ponętne, jeśli nie dla mego męża, to dla innych osób w naszej rodzinie. Ale to panu nie grozi. Nie. Mój mąż jest to grzeczny i delikatny gentleman, dyplomata, prawnik, nawet prawodawca, amator sztychów, akwafort, akwatint i innych jakichś tam jeszcze grawiur. Poprostu przedstawię pana...
— Ale... skądże! Jakim sposobem? Przecie się jeszcze wciąż nie znamy.
— Ja, widzi pan, jestem despotka. W Rosyi wszyscy jesteśmy despotami. Tam co człowiek, to despota, tyran i rozkazodawca.
— A któż słucha?
— Ci, co się im rozkazuje. W danym razie pan musi słuchać.