Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 082.jpg

Ta strona została skorygowana.

i wprawiał w drżenie delikatne zakładki atłasu, które otaczały jej szyję. Pochyliła się nad parowem, oparta na żelaznej balustradzie, i pokazywała muzykowi kamienne schody, zbiegające w dół, a raczej pnące się z tej niziny ku górze i ku wysokiemu balkonowi. Fosca przypatrywał się z uwagą tej drodze, myśląc wciąż o tem, co on tutaj robi, po co tu jest. Wściekle jeść mu się chciało. Gdyby tak zdarzyła się sposobna chwila, gdyby tak miał pod ręką swój wyszarzany «pardesiuczek», kapelusz i laskę, zbiegłby oto z tego balkonu krętemi schodami i pognał do macierzystej garkuchni na smakowitą, gęstą minestrone i spaghetti, które już tam cierpliwie czekają pod ręką starej Verginetty. A tu tymczasem piękna pani cudzoziemka zaczęła znowu coś za wiele prawić. Mówiła o tymsamym temacie, o dymisyi, o swojej winie, dzięki czemu narażony jest teraz na prywacye i niedostatek. Wyprostowała się, przysunęła bliżej i szepnęła:
— Chce pan żyć ze mną w przyjaźni? W dobrej i nieprzymuszonej zgodzie?
— Ależ tak, pani!
— Otóż...
Zawahała się, zakłopotała. Wreszcie rzekła:
— Widzi pan, jest taka sprawa... Jestem winna, że pan stracił posadę. Muszę to naprawić. Mój mąż... Mój mąż musi uiścić się... Nieprawdaż? Musi dać pewne odszkodowanie za utratę tej posady. Czy nie? Czy nie?
— Nie rozumiem pani, — mruknął twardo Fosca, czując, że się pod nim nogi uginają.
— Nie rozumie pan? — mówiła, tracąc również pewność siebie...
— Nic a nic!