Strona:PL Stefan Żeromski-Puszcza Jodłowa 16.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

szą uciekać, uciekać w dolinę. Migocą tam w słońcu, mienią się, połyskują, błyszczą, — obraz wieczny jedynego prawdziwego szczęścia, istotnej, niepodzielnej i skończonej radości życia. O, potoku, potoku, gdzieżeś to poniósł, gdzieżeś to podział tamte wody!...
Zaznajomiłem się był dobrze w ciągu wielu młodości lat z wodami żywemi tej leśnej Nidy, co się z czystych potoków w bujną rzekę rozrasta. Obejmowała mię niegdyś przychylnem, lodowatem ogarnięciem, gdym się w jej czarne głębie ufnie rzucał po twardym, po kamiennym śnie, skoro tylko świt za szczytem Łysicy niebo zarumienił. Nosiła mię na łonie swem, jak dobra matka, gdym pływał stojąc, nawznak, na piersiach i na bokach. Wyrzucała mię z wnętrza swego na powierzchnię siłą potężną głębiny niezgruntowanej, najeżonej rosochatemi kłodami drzew puszczy, ongi zwalonych, w dno wrosłych, — gdym zbyt długo nurkiem po jej tajnikach chodził. Znałem się wówczas na obyczajach i naturze ryb, na chytrości, mądrości i instynkcie dzikich kaczek, cyranek, bekasów, kurek wodnych, grzywaczy i jastrzębi. Przeszpiegami i chytrością ludzką odpowiadałem na przeszpiegi i obronne sposoby rogaczy, lisów i zajęcy. Byłem myśliwcem i rybakiem, — z nazwy zresztą bardziej, niż ze skutecznego efektu