Strona:PL Stefan Żeromski-Puszcza Jodłowa 17.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

łowieckich zabiegów. Byłem bowiem największym, (bo jedynym), na całe świętokrzyskie góry poetą, udającym myśliwca i rybaka. Miałem w sobie lekkość lisa, nogi jelenie i jakgdyby skrzydła bekasa u ramion. Pisałem swe marne wiersze w lasach i wertepach, — w ciągu długich letnich deszczów pod cieniem olchy obwisłej w nadnidziańskim smugu, — pod daszkiem brogu na wilkowskim ugorze, — oraz w leśnych kapliczkach, obok klasztoru świętej Katarzyny.
Układałem dramaty, już wówczas niesceniczne i chybione, z powstańczych legend tego zapadłego kraju, gdzie jeszcze był nie wytchnął ślad stopy skrwawionej pokonanych bojowników, — gdzie jeszcze ściany przydrożnej austeryi czarne były od kul i podziurawione, jak rzeszoto, a każdy człowiek dojrzały, co krwawe czasy przeżył, tylko o nich mówił, kładł je w moje uszy, jak do składu, — a czasem tym dzielił na części swe życie przed i popowstaniowe. Układałem nieskończone i, oczywiście, źle zbudowane powieści, o chłopie Marku z Krajna, co w powstaniu własną swoją, chłopską partyą dowodził i wyciągałem epos o przeklętym i wyklętym zdrajcy z tejże wsi, — Janicu, — co za wydanie spisku Ściegiennego, — chwały naszych czarnych lasów, — ordery, pięć kolonij w nagrodę otrzymał, a sam rozpił