Strona:PL Stefan Żeromski-Puszcza Jodłowa 28.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

cze. Z rękoma założonemi pod głową, z nogami w skórzniach po pachwiny rozwalonemi szeroko, z oczyma zatopionemi w niebie, gdzie białe chmurki sunęły ponad przypłaszczonemi głowicami, leżał nawznak. Słuchał, jak jedle niezmierne pieśń mu wywodzą jedyną, której słuchać warto, albowiem nigdy nie wygasa i na sile nie traci, — pieśń o przepotędze i zuchwałych żądzach młodości i o zgniłej rozpaczy starości, — o pasyach i furyach ducha rozszalałego. Wołały go ku modlitwie, lecącej w niebo, gdyż przesmutnem wzdychaniem swojem trwogę poznania wszechrzeczy rzucały w jego sumienie. Wspominały mu lata minione — odpłynione, których nie wróci nikt, nigdy. Wspominały mu tajnice grzechów, w których był skowany, jako kłodnik w ciemnicy. Nikt o nich nie wiedział nic, jeno te drzewa. Pobudzały go, ponęcały i powabiały ku czemuści inszemu, nieznanemu. Przyciskał do serca swego pienie ich biskup Bodzanta, poprzysięgając je najmocniejszem zaklęciem, ażeby jeszcze śpiewały...
W ten to leśny kraj, jeszcze bezludny i niezabudowany, dziedzinę biskupich łowów, gdzie synowie boru snuli się na wzór zwierząt, tropiąc i zabijając zwierzęta, oraz śmiałków, którzyby z jakimkolwiek towarem ośmielili się ciągnąć korzenistym, piaszczystym i mokrym szlakiem z pod-