ognia. Dopiero, gdy piąty wdarł się nierychło na górę, zepsuli zapałkę, potarli ją, rozniecili ogienek, zakurzyli. A kiedy konie dworskie wracały z Nowego Targu, dokąd papę drzewną, czy inny ciężar woziły, oglądał pilnie z latarnią, po nocy kopyta, czy tam który gwóźdź z podkowy nie wypadł, czy lonik z osi, broń Boże! nie zgubiony. Tysiące krążyło anegdot o tym «skąpcu» zaciekłym. Nie sypiał na pościeli, lecz zwój grubego sukna miał za poduszkę, materac i nakrycie, — mieszkał w jednej izdebce, obiadował przy stole «kawalerów» oficyalistów swoich, jeździł na wózku góralskim, trzecią klasą kolei, a w Paryżu godzinami wystawał, jako petent, u drzwi byle kogo, gdy chodziło o znalezienie pracy, zajęcia, chwilowej roboty dla emigranta uchodźcy, robotnika, wędrowca. Ja sam, ileż to anegdot słyszałem — ach! i powtarzałem w gminnej niewiedzy o tym człowieku, samotnym wśród ludzi! A teraz się dopiero pokazało, że on oszczędzał tego płomyczka zapałki i strzegł zgubionego gwoździa z podkowy nie dla siebie wcale, lecz dla skarbu Polski. Teraz się pokazało, iż odmawiał sobie pościeli, wykwintnego stołu i drogich ubrań, gdyż jednego grosza ponad najniezbędniejszą konieczność nie ważył się ruszyć z majątku Polski przy tym warsztacie, który prawo dziedziczenia dało mu w ręce. Mógłby był wdziać na się nie wiem jaki frak i nie wiem jaki strój maskaradowy, przyczepić sobie czub kazuara australijskiego, albo ogon kangura, — hulać, rozrzucać, błyszczeć, używać, szastać pieniędzmi. Miał przecie skarby w ręku. Któż mu bronił owinąć się nietylko w zbytek, jak wszyscy ubiegłego karnawału, lecz
Strona:PL Stefan Żeromski - Bicze z piasku.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.