nia dosytu, przesytu, zbytku, Władysław Zamoyski licytował stale swe prawo do posiadania in minus, aż doszedł do ustanowienia dla siebie takiej normy, czyli stopy, którą w barometrze naszego sposobu życia można oznaczyć jako 0, jako kresę, od której liczyć należy wszystko — w górę i na dół. Nie schodził on bowiem wcale niżej zera. Nie był abnegatem, kutwą, sobkiem, samoiśćcem, samolubem, sknerą, groszorobem, wyrzeczeńcem, zakonnikiem. Odzienie jego było czyste, porządne, normalne, — sposób życia jego był naturalny, przeciętny, możnaby rzec, proletaryacki. Nie było zaś duszy ofiarniejszej, skłonniejszej do przyjścia z pomocą, gdy ktoś ginął, cierpiał prześladowanie, zarabiał się i upadał. Dla siebie to samego był «skąpcem». Nie pozwolił na to, żeby jedna skaza znalazła się na czystości jego szaty duchowej, żeby jedna grudka błota ziemi przylgnęła do jego sandału. Zstąpił ze swych wyniosłych gór, od przeczystych jezior, które wydarł uzurpatorom, zpomiędzy wirchów, z lasów umiłowanych, jako ów święty Jan w zakopiańskim kościele, półnagi zwiastun Polski nowej, Polski istotnej, Polski z ducha. Przeszedł przez życie i przez góry‑niziny, czysty, jak gronostaj, nie dotknięty niczem, co nasze walki, zmagania się, nienawiści, jady wyrzucają ze swej skłębionej czeluści. Wiarę swego życia, swych prostych, spokojnie jednostajnych dni zamknął w testamencie‑zapisie, który, jako wzór surowej cnoty polskiej, jako zwięzły akt woli nie żelaznej, lecz stalowej, polerowanej przez pracę ciała, przez rozległość i wnikliwość rozumu, przez męstwo ducha czynnego, winien być czytany w szkołach narówni z arcydziełami wieszczów
Strona:PL Stefan Żeromski - Bicze z piasku.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.