Strona:PL Stefan Żeromski - Bicze z piasku.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

polski jest starodawny. Dzieje jego są zamierzchłe. Kędyś na skrzyżowaniu i u wylotów przyszłych, okalających miasto długich alei, ginących w odległości, w dali, we mgle, jako przeszłość narodu, zapewne na pustem dziś mokotowskiem polu stanie świątynia Opatrzności. Świątynia ta była ślubowana Bogu Wiecznemu w chwili ognistego podwyższenia duchów. Więc stanąć musi. Świątynię tę wznieść się powinno, gdyby nawet nie była ślubowana. Z łona ziemi, z łona ziemi, za dni naszej młodości niewolniczej, okutej kajdanami, chłostanej batem wszelakich zniewag, jakie tylko dzikość egoizmu, dyabelstwo duszy posiepaczej powziąć może, — a dzisiaj wolnej i samowładnej, — winien się podźwignąć, poderwać ku niebu sprawiedliwemu i miłosiernemu ten znak ekstazy rodu polskiego, podzięka za wolność. Świątynie potrzebne są oczom rzesz ludzkich, ażeby świadczyły i wołały o zwycięstwie nad szatanem i w naszych własnych sumieniach, o zwycięstwie sprawiedliwości i miłosierdzia. Nie wzniesie takiej świątyni pokolenie dzisiejsze, oszołomione wolnością, czyli takie, które na skroń niewolniczą przywdziało prastary Bolesława Chrobrego szołom wielkiej wolności. To pokolenie chwieje się jeszcze pod ciężarem wielkiego szołomu, myli się w zamiarach i lęka się podszeptów wielkiej swej duszy. Lecz pokolenie to może oborać wołmi granice przyszłej świątyni na pustem polu i wkopać w głuchą ziemię fundamenty. Podrastają już synowie i córki wolności, których pleców bat niewoli nie hańbił. Kryją się kędyś w zastępach młodzieży, w łonie ludu wielcy artyści, którzy dzieło poczną i wydźwigną. W duszy dzisiejszego po-