żeby rodzina włościańska, już posiadająca nieco roli, utrzymująca się z jej uprawy, znalazła się we władaniu minimalnie dziesięciu morgów. Na pozostałych we władaniu Rządu Polskiego dwu trzecich ziemi dawnej wielkofolwarcznej, uprawnej, lub nadającej się do uprawy, osadzonaby być winna połowa proletaryatu rolnego Polski, parobków i wydziedziczeńców, a więc około miliona z górą ludzi. Robotnicy ci pracowaliby na jednostkach wielkofolwarcznych, w dobrach silnie już zagospodarowanych, w których zbiory są lepsze i wydatniejsze, niż w gospodarsko-chłopskich, — pod kierunkiem delegowanych agronomów rządowych, techników rolnych i zarządców, świadomych rzeczy rolniczej. Sprawa zostałaby w latyfundyach w taki sam sposób, jak jest obecnie, z tą tylko różnicą, że czysty dochód z korca wyprodukowanego zboża nie przechodziłby na dobro właściciela, jak obecnie, lecz stanowiłby dochód bezpośredni samych pracowników, — a owa norma wyzysku, 1 rs. 25 kop. na ziemiach dawnego «Królestwa» znikłaby zupełnie. Parobek na folwarku dostawałby rocznie nie 18 rs., jak w tych czasach, lecz conajmniej kilkadziesiąt razy więcej, która to suma wzrastałaby, oczywiście, w miarę rozwoju każdej folwarcznej kooperatywy, czy wyższą byłaby odrazu, a czego w danej chwili określić niepodobna, — otrzymywałby nadto ordynaryę, najzupełniej zaspakajającą jego potrzeby, oraz potrzeby jego rodziny, — mieszkanie, światło, opał i t. d.
Wdrożenie takiego systemu gospodarstwa kolektywnego nie byłoby wcale objawem socyalizmu państwowego. Byłyby to swobodne kooperatywy rolne, pro-
Strona:PL Stefan Żeromski - Bicze z piasku.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.