wielkoducha namiot jeszcze miał za sobą w obozie... Uderza jego chorągiew w szeregi tureckie, stokroć za szeregami występujące, jakgdyby katapulty miedziana głowica w niezłomny mur.
Klękają i o ziemię się walą konie jataganem zarżnięte. Rycerze ważą się naprzód i w tył od dziesiątków pieszego żołnierza zmożeni. Zepchnięci z łęku w ciżbie janczarskiej, ojczyźnie z przebitego serca oddają krew.
Spada z natarczywej ręki Jana Wąsowicza niepochwytny dla oka cios miecza w chłopy z puszcz i z nad morza. W niezakryte brzuchy, w czaszki osłonione jeno zwojami kaszmiru rąbie rota Alexandra Cetnera. Idą nań ławą, ktora żelaza pancernych przebić nie może, uciec niema gdzie przed ciosami, więc przez jedwabne kaftany i wzorzysto szyte koszule ścinana, wylatuje ze strzemion i pomostem się ściele. Zwartą idąc gromadą, bierze wroga na sztych, rozbija i targa jego szeregi Wolmara Farensbacha piechota, od krwi pod kurty spływającej przemokła. Jęk niedobitych ze śliskiej tam woła ziemi, gdy się włamują w nieprzejrzaną gęstwę. Puste tam pojeżdżają siodła i luźne dzwonią strzemiona na grzbiecie zbestwionych rumelijskich ogierów.
Zwalił turczyn krótkim czekanem w naczolnik Morsztynowego konia i krwawy odszczep łba wyłupał.
Padł na piersi koń bojowy. Wyrwał Alexander Morsztyn nogi ze strzemion i, spieszony, w zbroi kwitnącej od krwi poszedł między sępie skrzydła, kity i czuby ich wodzów, między połyski jataganów. Rwią pióro jego szyszaka strzały niechybne, dzwoni w jego
Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.