szarpane zbroje, rude od krwi, — na pałasze w dłoniach pęknięte, — na wykrzywione od rozpaczy lica i oczy ślepe z wściekłości. Rżą i stękają z trwogi konie, gdy zbywszy jeźdźców, wbiegają w okop hetmański.
W zmiażdżonym do cna szyku, w hufiech posiekanych, w klątwach, wzdychaniu, w jękach, groźbach, w obłąkanym śmiechu i złowrogim pomruku, — płynie ścierpła od męczeńskiego zachwytu hetmana twarz. Jakoby światło miesięczne, uniesienie na niej zastygło. Uśmiech zgubiony nie schodzi z warg. Żelazny spokój i mężna cierpliwość, zawarte w oczach daleko patrzących, zatapiają się nie w bieżącą, lecz w następną chwilę. Oczy zgasłe mierzą nie dokonany już nieszczęścia akt, lecz to, co jest w nieszczęściu najgorsze, drugi, jeszcze niewidoczny jego w mroku stopień śliski, jutrzejszego tajemnicę dnia...
Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.