Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.



Zaledwie zdławione szeregi wbite na się i pełne ran same sobie zaszczytem być przestały, w obozie się znalazły poza osłoną ziemnego wału, rozprysł się skalisty ich opór. Niesprawa padła w nie, jakgdyby tajna pokusa szatana.
Nowozaciężni i osiwiali świadkowie wypraw gdańskich, inflanckich, moskiewskich i wołoskich, — szlachta konna i pospolite piesze żołnierstwo wybrańców, — rodowici ziomkowie i cudzoziemscy żołdacy, — rozkazodawcy i ciurów zbiorowisko, — nadewszystko zaś lekka obozowa hałastra, pachoły, służba, podjezdki, — wszyscy, — dali się ogarnąć szaleństwu rozpaczy i trwodze. Jęk powszechny: — uciekać! — wionął w szepcie warg odrętwiałych, zapalił się w błyskaniu źrenic i pędził bezładne gromady z krańca w kraniec obozowiska. Ludzie nie poznawali twarzy najbardziej znajomych, brnęli to naprzód, to w tył z krzykiem szalonym i groźbą. Strudzona prawica oręż wyrywała co chwila i co prędzej podnosiła do ciosu, zanim człowiek obaczył, kogo porazi.
Przejeżdża przez obóz Kalinowski Walenty, skupia swe roty, ustawia, a w tłum głośne, okrutne miota zniewagi na starą hetmana głowę.
Rzucił w ciżbę radę szeptaną Gracyan hospodar,