niemasz drzewa na ogień i niema kiedy mięsa piec końskiego. W oczach z niespania widziadło się snuje.
Strudzony żołnierz, w szeregu maszerując, śpi.
Omdlały upada w brózdę i zostaje na wieczny sen pod zgrzytającemi kołami, gdyż tabor przez jego tułów przejeżdża w swą drogę do strasznego polskiego celu, do niedosięgłej ojczyzny. Ciała od ran i pracy niezmierzonej zniszczone krukom zostają na żer. Człowiek woli żelaznej i pięści potężnej zdobywa pierwszy wóz z brzega, wali się weń i śpi twardo, a miejsce jego puste w szyku walecznym.
Cichy, pokorny bohater za wszystkich czuwa.
Krwawym idzie tropem bezsenny, spragniony, głodny, głodem-pragnieniem męstwo swoje, jak kosturem podpiera, — z bronią gotową brnie przez bajora, w deszcz, w wicher, w dym, w tatarskie strzały.
Przez noc i ranek, wśród harców nieustających, wydźwignął się hetman z padołów i o mil wielkich trzy dalej opodal rzeki Reut przystanął.
Tu było trzecie miejsce wytchnienia taboru.
Ruszono stamtąd w pola płaskie, nieogarnięte oczyma, suche, w pustki żałosne. Powietrze nad polami od pożarów gorące, pełne lotnej perzyny. Kurzawy tatarskie wszędy stronami. Na niebie wieko dymu czarne. A trawa tych spiekłych pól na poły od szarańczy pożarta. Śmiertelny całun szarańczy, nieznośna dla oczu makata powlokła grunt. Kopyta koni i pęciny toną w szarawem robactwie. Koń schyla łeb, szukając trawy, i miasto trawy wargami chciwemi owad chwyta złowrogi. Prycha koń, parska z odrazą, skacze w miejscu i z trwogi w pustkę daleką rży...
Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.