Zbitą, obszarpaną, wielobarwną gromadą w ścisłości wozów kołace się spieszony zastęp lisowski, napoły jataganem wygubion.
W twardem milczeniu ławą sunie Litwa.
Patrzy się w milczącą klęskę synów szlacheckich sępiemi oczyma kozacki setnik Chmielniczenko.
Pośrodku wojska orzeł mogilnik.
Sam na siodle.
Nasycony widokiem swych dni — w dumaniu jedzie.
Ciężko pod nim stęka koń i z głodu, wędzidło jeno żując, wzdycha. Boki jego od tygodnia nie rozsiodłane w oparzeliskach, zapadły, jak u zgłodniałej wilczycy. A pod popręgiem krwawa piana.
Och, koniu...
Koniu hetmański!
Nosiłeś, niedościgły biegunie, pańską sławę po ziemi wolnej i po ziemi cudzej. Chodziłeś pod kapy złotolitemi w tryumfie, a sub clypeo i pod buławą w pośrodek bitwy. Wolnym szlachcicom ze wszech ziem, jak długie i jak szerokie, na placu starożytnych swobód ojczystych ukazywałeś pana jasną postać, niosąc ją ku miejscu przenajwyższemu.
Któż spamięta, ilekroć z sejmu za trzeciemi wiciami w złote twe strzemię nogę kładł?
Niewielu żywych pamięta, ilekroć szedł od miedz domowych przeciw obcemu gwałtowi kord przypasywać, wdziewać przyłbicę i bić się po nocy w polach, by spała pod wyciągniętem ramieniem Rzeczypospolita, jako dziecię w kołysce.
Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.