Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

pienia, zamknięte w kasetonów urok, szatańska zuchwałość artysty w drzazgi targała, ażeby posiąść tajemnicę przedwiecznej budowy i nowe niewidziane na ziemi sklepienie rzucić pod niebo...
Znowu po płaskich kamieniach dźwięczy pożądliwy krok.
Murawa wiosenna płonie od rumieńca koniczyn. Indyjski mirt, bukszpan ościsty i szare drzeweczko oliwne na zrębach czerwonych pokruszonej teguli...
Circus Flavius!
Olbrzymie jamy okien, przez które widać obłoki, w dal żeglujące... Wokoło murów postrącane równościenne pilastry i szczytne kapitele. Głazy te zbuntowały się przeciwko geniuszowi, marzeniu i sile człowieka, omyliły jego czujność i, niby chytre zwierzęta, przemocą, wbrew ich naturze wytresowane, lecą ku ziemi z pod niebieskich stanowisk, z podobłocznych czatownic, żeby się w dawne, naturze swej właściwe rozpadać kształty, kryć pod murawę, od koniczyn rumianą, pod wszędzie dopełzający chwast zapomnienia, wrastać znowu w błoto i zgrzytać szyderstwem z dawnej swojej postaci pod nogami przechodzącego barbarzyńcy.
Ponachylały się tam i sam korynckie kolumny.
Pożarł czas jońskie głowice drugiego rzędu.
Wrosły w mur głuchy złupione przez najezdnicze zgraje sołdatów słupy doryckie pierwszego piętra.
Wnętrze!
Potwornej wielkości głazy, wyważone z gór i wśród razów bata, potu i łez, bez tchu przywleczone pyl-