po gankach, oknach, drzwiach, po attykach, dachach, wieżach...
Cieszy się w mocy swojej polski lud...
Klaszcze w dłoń i chichoce dowoli.
Obok wozów tryumfu kroczą niewieście postacie w wiotkim atłasie z woniejącemi lampami.
W pośród nich cudna muzyka.
A wszyscy w kwiatach, w wieńcach...
Wzniósł się sen jakgdyby wyżej.
Przestał być jeno widokiem.
Weszło weń samo życie i głębokie aż do skrytego dna uczuwanie.
Postrzega hetman w martwych mgłach snu, w ciemnych głębiach uśpienia samego siebie i staje się sobą do cna...
Lekkim żywym krokiem z ciemnej ulicy wynurza się w rynek krakowski.
Nie jest sobą, rycerzem polskim, lecz jest boginią Dianą.
Na ciele nagiem ma jeno lekką szatę zieloną.
Szata u kolan klamrą spięta.
Na stopach ciżmy kreteńskie.
Kołczan pełnostrzały u ramion, w ręku srebrny łuk, którego pocisków świst wyrywa z powietrza skrzydła orłowe i sępie, przecina bicie serca dzika, niedźwiedzia, żubra i lotnego jelenia.
Wzburzone włosy, spięte gałązką tarniny, oświeca półksiężyca dyadem.
Powab twarzy, zarys klasyczny czoła, nosa i ust, piękno oczu, kształt głowy Apollina Citareda przypominający — nadał się, jak żaden inny,
Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.