mój przyjaciel, zimny miecz, w boju powiedział, a co ku szczęściu niewątpliwemu Italii zmierza.
Znam tę śpiewkę, o cudzoziemcze! Śpiewano mi ją na dziewiczem moskiewskiem polu i śpiewał mi ją pan Zborowski jeden, drugi i trzeci. Huczy ta pieśń po wieżach polskich zamków... Jam ją prostacko strzałami falkonetów u nagich granic ojczyzny zagłuszał. Umiałem ja dawniej na te piosneczki zagadkę rzucić. A rzadko który zagadkę umiał rozwiązać. Kto nie rozsupłał, przegrywał, za karę szedł pod mój buzdygan bić się z wrogami ojczyzny na śmierć.
Nigdyś, o cudzoziemcze, za żołnierza nie służył w wieczystych legiach polskich, zbieranych źle, niekarnych, nigdy niezapłaconych, obdartych... Nie wiesz, co jeszcze nadto, — ponad posłuszeństwo i rozkaz, — może być w człowieczej duszy i jakie jeszcze, za widzialnem niebem, może być niebo nad skrawkiem jałowej ziemi.
Nie wiesz, jaką cenę ma w duszy ściana ubogiego domu, komin i barłóg nędzarza. W barłogu często rodzi się dusza wybrana. A jak człowiek nigdy tak mocno nie nienawidzi cudzoziemca, jak nienawidzi podłego rodaka, tak znowu cześć dla cichych a wielkich w Polsce dusz za wszystko na szerokości ziemskiej starczy.
W nich to mieszka ojczyzna. Bywa tu w Polsce zamurowana dozgonna wierność dla przegranej sprawy, nieznana nigdzie na świata obszarze, uniesienie prawego serca, które jedynie w wielkim czynie widać, nie-