splamiony honor, sam siebie niczem, głodem ducha karmiący w podziemnych lochach nędzy bytu.
Rzadko to, rzadko...
Jako w zamku rozpustnym trafia się skarb w martwej i głuchej ścianie zamurowany, tak samo jest z Polski cudnemi duszami. A skarb zamurowany, o cudzoziemcze, za wartość zamku częstokroć starczy...
Rabuj namioty!
Skarbne wozy rozbijaj!
Bierz, kto żyw!
Jedyna to chwila, gdy wypadł kiścień z ich dłoni, a żelazna ich pięść w udręczeniu osłabła.
Jeżeli w tej minucie nie porwiemy kryjomo, jeśli ich do ostatka z siodeł bojowych nie strącim, jeśli im gardzieli osłabłych garścią nie ściśniemy potężną, a masą nie przygnieciem kadłubów, — wytchną znowu w tej chwili, ockną się jeszcze, wrogów mieczami roztrącą i na nowo nam piersi kolanami przyduszą!
Wdeptywałeś pokolenie za pokoleniem w bajoro bytu. Chwalili śmierć, że kończy ponure dni walki podłej o jadło. Kładli się w glinę z pociechą, że nareszcie zaznają spoczynku i nie będą na ciebie pracować.
A w którym z nich duch się niebiański widomie objawił, uczyniłeś zeń sługę swego konia i nagrodziłeś