Chciałem drzewce chwały waszej wywyższyć nad wszystek świat.
I oto zajrzałem w ślepia waszemu losowi.
Przyjrzałem się doli waszej.
I pokochałem się w doli naszej.
Jam jeden, przychodzień, ujrzał wszystkę naszą polską niemoc, czego sami, wszyscy razem, nie widzicie.
Ujrzałem pod złotym ryngrafem ranę, którędy ujdzie was krew.
I zapragnąłem podać wam kordyał ratunku.
Tyś mnie, waszą moc, wyzwał, synu złotej wolności rozszalały, a jam cię przez katowskie ręce ściął.
Nadymasz się bezsilnym jadem przeciwko mojej potędze!
Jam był u siebie.
A takich, jako ja, prywatnych osób, Rzeczpospolita jest ogromna.
Tyś tu — kto?
To jest nasz wieczny król!
Prawo nasze, rada nasza, moc i honor, powróz, który nas w naród wiąże.
Tyś jest banita!
Ja? Ze Zborowa, z Rytwian, z Szydłowieckiego zamku, z Oleśnice, ze Staszowa, ze wzgórz mo-