i Borowskiego kniazika, ścinałem banitów, gdy się w kupy zjeżdżali i przeciwko Rzeczypospolitej związani, darli mienie obywatelskie.
Jestem żołnierz ojczyzny...
Jużem cię dwakroć pchnął oczami...
Pierwszy raz, gdyś do mej izby z wielkim kanclerzem przychodził, — szablę w ręku niosąc gołą, kiedym ja miał łokcie w postronkach.
Drugi raz w furtce tej, którędy na śmierć się wychodzi.
Idź odemnie.
Moja ostatnia noc!
Leżałem na ziemi krzyżem aż do godziny świtania.
Łamałem w ciągu nocnych godzin ręce bezsilnie.
Strwożyło się ciało moje w tę noc i duch się we mnie po raz pierwszy przeląkł, — nie przed śmiercią, bom w bitwach strokroć bywał, lecz przede śmiercią haniebną.
Czyli ty wiesz, co słowo takie w sobie mieści?
Pociło się ciało moje, nieustraszone w zwadach, w walkach, w turniejach, w bitwach tylu.
Darmom je tysiąckroć obcierał.
Skrucha zewnętrzna runęła na serce moje, — podobnie jak burza sroga pada na lasy samowładne, na pola samym sobie kwitnące, na łąki bujne.
Jakowyś wielki płacz, na życie całe jeden, skruszył skaliste serce moje, porył je w skazy i rozsadził.
Lały się z oczu moich łzy, a wypłynęło ich tyle