Zapach niech płynie na miejscu, gdzie od skonu ucichł jęk.
Kwiecie na kopcach usiądzie, w których spoczęły kości krwawe.
Pieśń w ramionach poniesie bezdrożem dalekiem głowę junacką ze zgasłemi oczyma.
Podanie w dzbanek święty zbierze matczyne łzy.
Lecz twoje oczy nie do łez się zrodziły.
Ręce twoje nie na to, żeby je rozpacz łamała.
Ty zacznij nowotny trud!
Ja trud nowotny zacznę!
Młodą znowu niechaj się stanie dusza twoja jako dusza pasterza Dawida, wstępującego na ścieżkę pańską.
Młodą niechaj się stanie dusza moja.
Otwórz wrota przed ciżbą zawarte.
Niech oddech, pośpiech, gwar, płacz i śmiech żywota nowego wstępuje w progi!
Och, ty cny jesteś, Stanisław Stanisławowicz,
Jaśnie wielmożny pan hetman Żółkiewski!
Patrzyła dusza moja, wzdychało serce,
A patrzyła dusza moja w najcięższą dobę
I w ciemne moje noce pilnie patrzyła,
Jak za siódmą górą, za dziewiątą rzeką
Złota wolność wasza szumi skrzydłami,
Złota wolność wasza, lackich prawda dusz...
A wstawałem ja o ciemnej jutrzni
I łamałem ręce, mur tłukłem głową,
Czyli znajdę w Polsce, Rusi zbawienie.
Zgiął się w pałąk grzbiet cięciwą zgięty,