i jeszcze... Gęsty kopeć osiadł pod czaszką i nie dawał rozumieć. Ale zwolna coś odplatało się w piersiach, odplatało raz wraz...
Wówczas nagłe uczucie, jakby się pod stopami odwaliła ściana domu. Zdumienie na widok zionącej przepaści.
Głowa zwisła nad rachunkowemi płachtami, jak lity kamień. Wszystkiemi siłami Ewa zapanowała nad rękami, oczyma — i zaczęła spokojnie pracować. Pomimo zimna w palcach i zdrętwienia nóg, pomimo czadu w głowie liczyła trafnie, bez błędów, wpisywała pozycye w rubryki, nie patrząc na tytuły bez przeoczeń, a z przeraźliwą dokładnością. Słyszała dookoła głowy swej bicie zegarów, rozmowy, wezwania, odpowiedzi, głosy ludzkie blizkie i dalekie i dźwięki rzeczy martwych. O jakimś czasie, o jakiejś erze bezdennych dziejów tego dnia, zrozumiała, że należy, jak zwykle, wyjść. Spostrzegła, że mało już jest osób w biurze.
Zadrżała w sobie. Znowu, jak na początku, ścierpła wewnętrznie. Poza wszystkiem bowiem błąkała się schylona nadzieja, że jeszcze się ten kielich od jej ust odwróci. A nuż, przyszedłszy do domu, zobaczy, że to wszystko było tylko okropną próbą. A nuż stanie się wszystko znowu, jak być powinno!... Teraz przed tymi podszeptami litosnej nadziei stanął lęk. Ukazywał w miganiu lustra tajemniczego istotę rzeczy. Przeszywał duszę krzykiem rozpaczy. Zdało się duszy w tych chwilach słyszeć jak gdyby grom poza sobą. Zdało się jej, że zaiste ciemny szatan towarzyszy myślom, jak oprawca więźniom, skutym w żelaza. Szczęśliwe myśli ciosami roztrąca i w proch rozbija, a wyszarpuje
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.