mrok przedmiotów spojrzał w nią, jakoby wyłupane, krwawe oczodoły.
Ugodziło ją teraz pod serce żegadło zbójeckie.
Skierowała swe kroki do mieszkania i weszła. Rzuciła spojrzenie na twarze obojga rodziców. Matka była zmieszana, pobladła. Dolna szczęka jej twarzy drgała kiedy niekiedy, a oczy były ciemne i głuche pod zsuniętemi brwiami. Ojca trwożne, jakby szpiegowskie spojrzenie, bolesny wywiad detektywa, przesunęło się po wchodzącej.
Jak na nieszczęście była w mieszkaniu zamężna siostra. Opowiadała coś rozwlekle i głupio.
Ewa czuła radość w tonie jej mowy. Poznawała dobrze, że Aniela wie, co się z nią, Ewą, stało. Rozumiała, że owo opowiadanie zimne i głupkowate siostra Aniela umyślnie przedsięwzięła i że będzie się ono wlokło do nieskończoności, gdyż na jej to cześć jest uczta.
Zaśmiał się w niej szatan.
Obrzuciła wszystkich wejrzeniem i spokojnie zdjęła kapelusz. Zwracając się do matki, spytała:
— Obiad prędko?
— Cóż ci tak pilno? — wtrąciła natychmiast Aniela.
— Pilno mi.
— Hm...
— Łukasz Niepołomski wyprowadził się? — spytała Ewa, zwrócona wciąż do matki.
— Wyprowadził się, — odpowiedziała stara pani.
— Wyjechał zupełnie z Warszawy?
— Wyjechał z Warszawy.
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.