spostrzegłszy w sobie coś nowego, mówiła to słowo, stwierdzała z gorzkim cynizmem: »im dalej w las, tem więcej drzew«. Szła coraz dalej w nieprzebyty las życia.
W ciągu tego okresu czasu kilkakrotnie doznała wstrząśnień, których później lękała się drżąc na całem ciele. Pewnego razu, idąc po południu ku domowi, pełna usiłowań, żeby wyrobić w sobie chociaż jakiś chiński cień charakteru, rzuciła okiem na tramwaj przejeżdżający i na jego szczycie ujrzała olbrzymiemi literami wypisane słowo »Łukasz«. Było to ogłoszenie jakiegoś sklepu, czy stowarzyszenia. Drgnęła wtedy, uderzona bezlitosnym prądem i napół zabita, odrętwiała, w paraliżu wlokła się do domu.
Kiedyindziej, gdy siedziała na »swej« ławce w parku, poddana mocy prawdziwie żywiołowych nasyceń zgłodniałych uczuć pewnikiem, że inni ludzie także kochają nieszczęśliwie, nienawidzą, cierpią, są nieszczęśliwi, gniją po szpitalach i umierają, — usłyszała nagle w rozmowie dwu przechodzących jegomościów zdanie jako odpowiedź: »życie życiem być musi, śmierć korzysta z praw śmierci«. Zdanie to każdą sylabą przywarło do duszy tak nieodparcie, jak głowonóg — ośmiornica przywiera do żywego ciała kostnemi ssawkami.
Najcięższą wszelako chwilę stanowiło przejście z matką. W parę dni po wyjeździe Łukasza, w czasie, kiedy nie obchodziło jej nic, kiedy była najstraszliwiej »wichrem porwana«, w chwili powrotu do domu, spostrzegła na bramie kartę z oznajmieniem, że pokój jest do wynajęcia w mieszkaniu rodziców. Bez jednej myśli
Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.